10 lutego 1945, sobota
w nocy silny huk dział
Jałta
Siódmy, przedostatni dzień Konferencji Jałtańskiej. Jutro podsumowanie.
Tymczasem dwóch amerykańskich pilotów…
Richard Bong
Bardzo uzdolniony pilot dwusilnikowego Lockheeda P-38 Lightning, od września 1942 na Pacyfiku. Podczas pierwszej tury zestrzelił 21 samolotów japońskich. Słynął z precyzji manewru i ognia. Do czasu ostatecznego wycofania z misji bojowych czyli do 17 grudnia 1944 odniósł 40 zwycięstw powietrznych, co stawia go na czele amerykańskich asów powietrznych.
Opinia snajpera została potwierdzona podczas misji ratunkowej w Papui Nowej Gwinei. Trzech lotników przepływało jezioro w celu odnalezienia pilota zaginionego w dżungli. Bong obserwował akcję z powietrza i dostrzegł jak do łodzi podpływa ogromny krokodyl. Zniżył lot, wycelował swoim samolotem i precyzyjnym ogniem działka 20 mm (HS.404) rozszarpał gada, który był tuż obok łodzi.
Podczas urlopu pod koniec 1943 poznał swoją przyszłą żonę Marjorie Vattendahl. W styczniu 1945 odesłany do USA. Dzisiaj ożenił się.
Zginął 6 sierpnia 1945 podczas lotu pierwszym amerykańskim samolotem odrzutowym P-80A, miał w sumie ponad 4h lotu tym samolotem. Tym razem podczas startu zawiódł mechanizm doprowadzający paliwo do silnika, przełączenie na awaryjny system nic nie dało, więc katapultował się. Niestety było za nisko na prawidłowe działanie spadochronu. Miał 25 lat. Jego nekrolog pojawił się w gazetach na pierwszych stronach, tuż obok pierwszych doniesień o bombardowaniu Hiroszimy.
Louis Edward Curdes
Jedno z najdziwniejszych zestrzeleń tej wojny. Uszczęśliwiło wszystkich, także ofiary. Curdes miał oryginalny przebieg służby, zestrzelił już samoloty niemieckie, jeden włoski (w Europie latał na Lockheed P-38 Lightning), a 7 lutego rano dołączył do kolekcji japoński (na Pacyfiku latał na P-51 Mustang). Full Axis Set.
Dziś jego eskadra miała skomplikowaną misję odnalezienia tajnego japońskiego lotniska polowego gdzieś na południu Tajwanu. Nie znaleźli. Wracając Curdes, rozdzielił eskadrę nad wyspą Batan. Jego koledzy znaleźli lotnisko i wezwali pomoc. Podczas ataku jeden z nich, La Croix, został zestrzelony, ale szczęśliwie wylądował w morzu i ewakuował się z tonącego samolotu. Upewniając się co do jego losu, Curdes zauważył coś dziwnego. Inny samolot, który początkowo wziął za japońską kopię Douglasa C-47. Kiedy się zbliżył, doznał intensywnych, ambiwalentnych uczuć. To był prawdziwy amerykański C-47, który jednak zmierzał wprost na nieprzyjacielskie lotnisko.
C-47 to tzw. Dakota, wojskowa wersja znanego i najbardziej popularnego w USA samolotu transportowego Douglas DC-3. Ogółem zbudowano ich ponad 10 tys.
Ambiwalencja uczuć wynikała z tego, że wiedział, co ma robić i jak bardzo nie chciał tego zrobić. Musiał bowiem uznać, że jest to porwany samolot w rękach nieprzyjaciela i on musi teraz go zestrzelić. Próbował się skontaktować z jego załogą, ale nie było odpowiedzi. Nie wiedział, że mają zepsute radio. Strzelał do C-47 tak, żeby nie zabić ludzi, najpierw w jeden potem w drugi silnik. Samolot wodował, wszyscy na pokładzie zdążyli się ewakuować do łodzi ratunkowej. Spędzili całą noc na morzu z rekinami.
Rankiem następnego dnia Curdes wrócił na to samo miejsce z wodnosamolotem i wszystkich podjęli. Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że w samolocie byli Amerykanie, a lecieli w kierunku nieprzyjacielskiego lotniska, bo z powodu awarii zgubili się. Co więcej, na pokładzie samolotu, a potem łodzi ratunkowej była jego znajoma, z którą przetańczył poprzednią noc. Swietłana Waleria Szostakowicz - tak, siostrzenica tego Szostakowicza. Wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Nie żartuję. Tak było.
Curdes miał honor dodać do zestrzeleń także amerykański samolot, więc na samolocie miał także amerykańską flagę. Uprzedzając pytanie: nie, brytyjskiego nie zestrzelił.
Las Hürtgen
Zakończyła się bitwa o las Hürtgen. Najcięższy bój, jaki przyszło stoczyć na froncie zachodnim. Był to rejon umocniony, część Linii Zygfryda, walki ciągnęły się tu od połowy września i po każdej ze stron było ok. 30 tys. zabitych i rannych.
- Podcast Wojenne Historie “Hürtgen-przeklęty las.” [YT 37:47]
- DW Documentary “Hürtgen forest and the end of World War II | Free Full DW Documentary” [YT 42:26]
- Dark Docs “The Longest Battle Ever Ever Fought by the US Army - Hürtgen Forest” [YT 10:26]
- Mark Felton Productions “Hürtgen 1944 - America’s Meat Grinder” [YT 9:39]
SS Steuben
Sowiecki okręt podwodny S-13 pod dowództwem komandora ppor. Aleksandra Iwanowicza Marinesko, ten sam który 30 stycznia zatopił Gustloffa, wczoraj 9 lutego o 2015 dostrzegł łunę i w wynurzeniu skierował się na nią. Szumonamiernik wkrótce potwierdził, że są to statki i mając namiar, resztę drogi przebył w zanurzeniu. U celu wynurzył się i zidentyfikowano cel jako krążownik lekki Emden i 2 niszczyciele. 10 lutego o godzinie 0052, w środku nocy, odpala dwie torpedy. Druga torpeda trafia w śródokręcie, eksploduje kotłownia. Statek tonie w ciągu kilku minut.
Ofiarą nie jest krążownik, to kolejny transportowiec z uciekinierami z Prus Wschodnich do Świnoujścia. Jest to parowiec SS Steuben, który 9 lutego w ramach operacji Hannibal wyszedł z portu w oblężonej Piławie (obecnie Bałtyjsk, niem. Pilau). Płynął bez zaciemnienia. Musiał być widoczny jak choinka. Nie był przy tym oznaczony jako statek cywilny i płynął pod eskortą. Był więc tak samo, jak Gustloff legalnym celem marynarki wojenne. Większość uciekinierów to byli oficerowie SS z rodzinami i kadeci marynarki wojennej. Statek zatonął w siedem minut po trafieniu, na północ od Ławicy Słupskiej. Liczbę ofiar szacuje się na od 4 do 6 tys. ludzi. Okręt eskorty T-196 uratował 300 ludzi, połowę z tego to byli żołnierze. Duża liczba ofiar to wynik eksplozji kotłów, błyskawicznego zatonięcia statku i zimy, żurawiki od łodzi ratunkowych były zamarznięte.
W ten sposób na każdego członka załogi okrętu kapitana Marinesko wypada ponad 250 zabitych Niemców, prawdopodobnie są to, biorąc to kryterium pod uwagę, najbardziej efektywni żołnierze Armii Czerwonej.
Zbudowany w latach 1922-23 w szczecińskiej stoczni Vulcan dla Norddeutscher Lloyd (NDL) z Bremy jako SS München. W 1931 po poważnym pożarze w Nowym Yorku został wyremontowany i zmodernizowany jako nowoczesny statek wycieczkowy. Zmieniono mu wtedy nazwę na General von Steuben (od Friedricha Wilhelma von Steubena, pruskiego żołnierza walczącego w wojnie o niepodległość USA). Potem nazwę skrócono do Steuben. Mógł zabierać prawie 800 pasażerów, miał elegancką salę balową. Jego bliźniacza jednostka SS Stuttgart była czarterowana przez hitlerowską organizację Niemiecki Front Pracy (niem. Deutsche Arbeitsfront) i pływała we flocie KdF. Po wybuchu wojny Steuben został zmobilizowany i służył do transportu wojska. W 1940 tak samo, jak Wilhelm Gustloff został zamieniony w pływające koszary dla podwodniaków, z tą różnicą, że był zacumowany w Piławie.
Pod koniec 1944 zaczął być używany jako jednostka szpitalna do ewakuacji. Zamontowano kilka dział plot. Naturalną koleją rzeczy stał się jednym z ważniejszych transportowców Operacji Hannibal. Załadunek do ostatniego, jak się okazało, rejsu, zaczęto 1 lutego. Na początku na pokład weszło 2800 rannych żołnierzy, 100 żołnierzy ewakuowanych z innych przyczyn, 270 osób personelu medycznego Kriegsmarine, potem cywile. Cywilna załoga statku to 160 marynarzy, do tego 64 marynarzy Kriegsmarine (gł. obsługa armat plot). Oficjalnie statek miał na pokładzie 4267 osób, ale rzeczywista liczba mogła sięgać nawet 6 tys.
Do eskorty wyznaczono to, co było na miejscu: ex-niszczyciel okręt szkolny T-196 i poławiacz torped TF-10. Żaden z nich nie nadawał się do walki z okrętami podwodnymi.
SS Steuben
SS w tym wypadku to Steam Ship - czyli parowiec
Źródło: By Bundesarchiv, N 1572 Bild-1925-079 / Fleischhut, Richard / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, Link
3 Front Białoruski
Armia Czerwona zajęła Bagrationowsk (Iławkę) 30 km od Kaliningradu.
2 Front Białoruski
2 Front Białoruski: wreszcie po dwóch tygodniach zażartych walk Elbląg, w efekcie walk zniszczony w ponad 90%.
1 Front Białoruski
1 Front Białoruski: Mirosławiec.
- Piotr Pawlik “Wał Pomorski 10 luty 1945 - Mirosławiec” [YT 22:05]
1 Front Ukraiński
1 Front Ukraiński: Biała, Bielsko, Chojnów, Pszczyna!
Po zajęciu Legnicy Armia Czerwona obeszła Przemków (niem. Primkenau), zatrzymuje się przed Bolesławcem (niem. Bunzlau) i wychodzi na przedpola Nowego Miasteczka (niem. Neustädtel), oznacza to zablokowanie autostrady i zagrożenie dla Głogowa, znajdującego się zaledwie 20 km od Przemkowa i Nowego Miasteczka.
Do Bolesławca wchodzą 54 i 54 Brygady Pancerne Gwardii oraz 23 Brygada Zmechanizowana Gwardii. Wojska pancerne ponoszą duże straty. Dopiero wkroczenie 31 Dywizji Piechoty spowodowało przełamanie i wyparcie hitlerowców z miasta.
Majewski o walkach o Głogów:
Kroki poczynione przez dowództwo Frontu pozwoliły w znacznym stopniu zrealizować zaplanowane zamierzenia. Silne zgrupowanie uderzeniowe na lewym skrzydle 3 Armii Gwardii (25 Korpus Pancerny, 76 Korpus i 287 Dywizja Piechoty) 10 lutego przełamało obronę niemiecką i posunęło się 17 km w kierunku północno-wschodnim, osiągając rejon Jerzmanowa i Kwielic (7-8 km od Głogowa). Na prawym brzegu Odry 120 Korpus (i 329 Dywizja Piechoty 21 Korpusu) złamał opór 72 hitlerowskiej Dywizji Piechoty i zepchnął ją na niewielkie przedmoście w miejscowości Serby na wschód od Głogowa. Bezpośrednio potem dowódca 120 Korpusu, wypełniając rozkaz generała Gordowa, przystąpił do przegrupowania swoich jednostek lewy brzeg Odry. Dla dozorowania od wschodu “Festung Glogau” pozostały niewielkie siły - początkowo 1889 pułk piechoty 197 Dywizji Piechoty, następnie zaś (od 15 lutego) jedynie wzmocniony 3 batalion tego pułku.
Na lewo od zgrupowania 3 Armii Gwardii nacierająca z rejonu Polkowic na północ 93 Brygada Pancerna (za którą posuwała się 22 Brygada Artylerii Pancernej) wyparła Niemców z Potoczka i Radwanic, jednak około godziny 17.00 została zatrzymana na przedpolach Kłobuczyna (12 km na zachód od Głogowa), którego w tym dniu nie zdołano już zdobyć.
Oraz o Przemków:
10 lutego 6 Korpus Zmechanizowany dotarł do Przemkowa i częścią swych sił blokując miasto, zaczął obchodzić je od północy, kierując się na Łęczyce i Rędziny. Wieczorem czołowe jednostki korpusu osiągnęły Gościszowice i Borowinę. 10 Korpus Pancerny, który przed południem częścią swoich sił współdziałał w likwidacji hitlerowców okrążonych w Lesie Lubińskim, po południu ześrodkował się na południowy wschód od Przemkowa. 62 Brygada Pancerna, awangarda korpusu, leśnymi drogami obeszła Przemków od południa i poprzez Piotrowice ruszyła w kierunku Szprotawy. Na wschód od kolonii Szprotawka (8 km na zachód od Przemkowa) czołgiści radzieccy zostali zatrzymani przez zorganizowaną obronę ariergard wycofującego się za Bóbr Korpusu Pancernego “Grossdeutschland”, których oporu nie zdołano pokonać do końca dnia.
Oraz bardziej na południe - odcinek Chocianów - Legnica:
Pomyślne działania 3 Armii Pancernej Gwardii i 52 Armii w centrum zgrupowania uderzeniowego Frontu spowodowały, że w ugrupowaniu obronnym hitlerowskiej Grupy Armii “Srodek” pomiędzy 4 Armią Pancerna, której główne siły wyparte zostały za Bóbr, a 17 Armią, zmuszoną do wycofania swojego lewego skrzydła na południe od Kaczawy powstała między Chocianowem a Legnicą luka, wynosząca 10 lutego ponad 40 km. Wykorzystał to 6 Korpus Pancerny, oczyszczając od hitlerowców prawy brzeg Bobru od Kozłowa aż do Golnic. Wobec trudności w przeprawie czołgów na lewy brzeg musiał on z dalszym natarciem na zachód poczekać do nadejścia dywizji 48 Korpusu oraz pozostałych w tyle jednostek saperskich i pontonowych.
Legnica:
Natomiast obie dywizje 22 Korpusu (218 i 309), wobec opóźniającego się nadejścia od południa 5 Armii Gwardii, musiały w dniach 10 - 11 lutego pozostać w rejonie Legnicy dla osłony tyłów sił głównych 6 Armii i utrzymania łączności z 52 Armią. W wyniku tego powstała pomiędzy obu zgrupowaniami 6 Armii (tj. 22 Korpusem pod Legnicą oraz 74 Korpusem i 7 Korpusem Zmechanizowanym Gwardii, nacierających w kierunku Wrocławia) 15-kilometrowa luka na odcinku Gniewomierz - Postolice. Tymczasem właśnie w tym rejonie zaczęło zarysowywać się realne niebezpieczeństwo hitlerowskiego przeciwuderzenia.
Bolesławiec:
Na lewym skrzydle 3 Armii Pancernej Gwardii 7 Korpus Pancerny Gwardii 10 lutego obszedł od północy Chojnów (zdobyty tego samego dnia wieczorem przez skierowany z Legnicy 9 Korpus Zmechanizowany Gwardii i dywizje piechoty 78 Korpusu 52 Armii) i poprzez Witków, autostradę i Górny Kraśnik uderzył od pólnocnego wschodu na Bolesławiec. Zacięte walki o miasto otoczone przez 54 i 55 Brygadę Pancerną Gwardii i 23 Brygadę Zmechanizowaną Gwardii, trwały przez cały dzień. Jednostki pancerne bez dostatecznego wsparcia piechoty, ponosząc duże straty, z trudem przebijały się przez zabarykadowane ulice. Dopiero przybycie wieczorem 31 Dywizji Piechoty pułkownika I. Chilczewskiego (z 78 Korpusu 52 Armii) zadecydowało o sukcesie. Po całonocnych zmaganiach hitlerowcy zostali wyparci z miasta. Żołnierze 31 Dywizji zlikwidowali resztki nieprzyjacielskich wojsk także na prawym brzegu Bobru na północ od Bolesławca (aż do Dąbrowy Bolesławieckiej) i zdobyli Bolesławiec na lewym brzegu.
Chojnów - Zlotoryja - Jawor:
Fakt, że oba nacierające na Wrocław zgrupowania uderzeniowe nie mogły zamknąć pierścienia wojsk radzieckich wokół miasta, wpłynął zdecydowanie ujemnie na sytuację 52 Armii, której lewe skrzydło pomiędzy Bolesławcem pozostawało całkowicie odsłonięte. Zmusiło to generała K. Korotiejewa do pozostawienia w rejonie Bolesławca jedynie 31 Dywizji Piechoty i rozwinięcia dwóch pozostałych związków taktycznych lewoskrzydłowego 78 Korpusu (tj. 214 i 373 Dywizji Piechoty) frontem na południe, od Tomaszowa Górnego (na wschód od Bolesławca) do Golaczowa (na południe od Chojnowa).
Niebezpieczeństwo, jakie zarysowało się w rejonie Wrocławia, nie uszło uwagi dowódcy Frontu, który 10 lutego polecił dowódcy 3 Armii Pancernej skierować znajdujący się w rejonie Chojnowa 9 Korpus Zmechanizowany Gwardii na Złotoryję i Jawor. Wykonując otrzymany rozkaz, korpus ten 11 lutego posunął się około 15 km na południe i pod koniec dnia osiągnął linię: Nowa Wieś Złotoryjska (3-4 km na północ od Złotoryi) Kozów, Łaźniki, Krajów, Wilczyce.
Marszałek Koniew polecił ponadto przegrupować do rejonu Legnicy (dla zluzowania 22 Korpusu) najpierw 254 Dywizję Piechoty, następnie zaś pozostałe jednostki 73 Korpusu. Z rozkazu dowódcy Frontu 21 Armia przekazała 5 Armii Gwardii 3 Dywizję Artylerii Rakietowej Gwardii (“katiusz”) oraz 31 Korpus Pancerny, który wprowadzony do walki w pasie działania 32 Korpusu Gwardii uderzył na Bogunów i Wilczków. 4 Korpus Pancerny Gwardii, który poprzednio poszczególnymi brygadami wspierał jednostki piechoty, zebrany został w “kułak uderzeniowy” i rozwinął natarcie wzdłuż autostrady na Żurawinę i Wojkowice.
Joachim Karsch
Joachim Karsch rzeźbiarz i grafik ekspresjonistyczny dziś w nocy razem z żoną popełnili samobójstwo.
Urodził się we Wrocławiu, koleje losu były zmienne. W 1942 dostał bardzo interesujące finansowo zlecenie na kaplicę w Gdyni. W 1943 jego berlińską pracownię zniszczyło bombardowanie, zniszczone też zostały jego rzeźby w siedzibie Verein Berliner Künstler.
Kilka dni temu czerwonoarmiści wkroczyli do - leżącego zdawałoby się na uboczu - Grodkowa Wielkiego (sam środek Ziemi Lubuskiej), odkryli jego pracownię i zniszczyli rzeźby. Nie wiadomo dokładnie, co się stało. Być może państwo Karsch obawiali się deportacji na wschód. Ciała odnaleźli i pogrzebali sąsiedzi. W 2003 syn Florian opracował trzytomowy katalog dzieł ojca.
6 Armia
Opracowane na podstawie: Primke, Szczerepa “Kierunek Festung Breslau”:
Zdławiono już wszystkie punkty oporu w Legnicy. Miasto zostało przekazane 52 Armii.
Niemcy trzymają się na południe od Legnicy na linii Gniewomierz - Księginice. W rejonie Gniewomierza i Wrocisławic pojawiły się elementy 18 Dywizji Pancernej. 218 Dywizja Strzelecka uformowała równoległą rubież Bartoszów - Rogoźnik. 309 Dywizja Strzelecka zajęła trójkąt na wschodnim końcu tej rubieży: Rosochata - Komorniki - Wągrodno.
74 Korpus Strzelecki znajduje się na przedpolu Środy Śląskiej. Do zdobycia tego miasta została skierowana 181 Dywizja Strzelecka. Walki nie przyniosły rozstrzygnięcia, koncentrowały się na stacji kolejowej Środa Śląska, która wielokrotnie tego i następnego dnia przechodziła z rąk do rąk.
Na jej prawym skrzydle znajdowała się 359 Dywizja Strzelecka, która otrzymała zadanie dotarcia do rzeki Strzegomki i również go nie wykonała. Walczyła na południe od Środy Śląskiej i szczególnie ciężki bój toczyła o Chwalimierz, gdzie bronił się 200-osobowy oddział składający się ze słuchaczy szkoły podoficerskiej z Pilzna.
Niespodziewanie bardzo do przodu wysunął się 1198 Pułk Strzelecki, który nacierał na linii Kryniczno - Radakowice - Lutynia - Jarnołtów i w końcu dotarł do rubieży Gałów - Gałówek.
273 Dywizja Strzelecka zajęła pozycję Polanka - Dzierżkowice - Biernatki.
7 Korpus Zmechanizowany Gwardii
Opracowane na podstawie: Primke, Szczerepa “Kierunek Festung Breslau”:
7 Korpus Zmechanizowany Gwardii ulokował sztab w Ujeździe Dolnym. Zachodniego odcinka autostrad, od Budziszowa po Kostomłoty, broniła 24 Brygada Zmechanizowana Gwardii, po jej lewej od Kostomłotów po Kąty Wrocławskie była 26 Brygada.
Tam bez łączności z grupą Sachsenheimera działa grupa bojowa von Loepera bez powodzenia usiłując zepchnąć sowietów z autostrady. Została wzmocniona elementami 19 Dywizji Pancernej, które wzięły udział w walce w rejonie Kępy i Wrocisławic. Szczególnie ciężkie walki toczyły się w Pielaszkowicach i Kostomłotach. Kostomłoty przechodziły z rąk do rąk.
Znajdujące się w Kątach Wrocławskich 25 i 57 Brygady Zmechanizowane Gwardii zostały wysłane na wschód w kierunku 5 Armii sowieckiej. Do południa toczyła się walka o przełamanie pozycji niemieckich na linii Sośnica - Sadowice - Smolec.
Potem 25 Brygada skierowała się w stronę Domasławia i do końca dnia opanowała linię Domasław - Bledzów.
Paul Holz, mieszkaniec Domasławia:
W międzyczasie 17 niemieckich żołnierzy, którzy się poddali, zostało zastrzelonych koło domów Fremdlinga i Persikoe. Oba domy zostały spalone. Kościół został zniszczony przez czołgi i bomby zrzucane przez samoloty. Około 100 niemieckich rannych, którzy musieli klęczeć na śniegu, zostało zamordowanych strzałem w tył głowy. Ich masowy grób znajduje się za domami Wilde i Paschke.
Satysfakcję czerwonoarmistów wywołało znalezienie zwłok dowódcy SS i Policji na Dolnym Śląsku SS-Obergruppenführera Ernsta Heinricha Schmausera. Pełnił tę funkcję od maja 1941. Organizował mordowanie ludzi w komorach gazowych w KL Auschwitz, i to on wydał rozkaz wymordowania wszystkich pozostawionych w obozie więźniów. SS rozkazu tego nie wykonało, bo ważniejsza była ucieczka. 10 lutego jechał do Wrocławia, w Gniechowicach zwrócono mu uwagę, że sowieckie czołgi już blokują drogę, jednak to zlekceważył.
Natomiast 57 Brygada atakowała w kierunku na Kobierzyce. Na jej drodze pierwsze były Krobielowice, dawna siedziba feldmarszałka Blüchera, słynnego pruskiego pogromcy Napoleona, we Wrocławiu upamiętnionego pomnikiem na placu notabene Blüchera (przedtem i potem Solnym).
Georg Stelzer:
ludzie z Volkssturmu ze strachu uciekli do stojącej w polu stodoły. Rosjanie zauważyli to i ostrzelali budynek pociskami zapalającymi. Gdy tylko mężczyźni wybiegli ze stodoły, zostali wystrzelani jak króliki.
Podczas zaciętych walk o Wierzbice zostali odepchnięci w stronę Owsianki. Niemcy za wszelką cenę bronili linii kolejowej. Główne natarcie Brygady było skierowane na Kobierzyce. Bój o zdobycie stacji kolejowej Kobierzyce toczył się 8 godzin i zakończył się zwycięstwem sowieckim. Niemcy trzymali się nadal w północnej części Kobierzyc.
Dowódca 7 Korpusu generał Iwan Korczagin skontaktował się telefonicznie z dowódcą 6 Armii generałem Głuzdowskim i wyjaśnił, że jego jednostka znajduje się w trudnej sytuacji. Jest nadmiernie rozciągnięta, od piechoty 6 Armii dzieli ją 20 km, część sił musi się bronić, a pozostała atakować bez żadnego wsparcia. Głuzdowski obiecał ponaglenie 22 Korpusu Strzeleckiego i zobowiązał Korczagina do dalszego ataku w celu nawiązania łączności z 5 Armią Gwardii.
- Trwa walka o zamknięcie Wrocławia w oblężeniu. 7 Korpus Zmechanizowany Gwardii - zaciekłe walki o Kobierzyce, duże straty, wsparcie sił niemieckich przez pociąg pancerny. Niemiecki pociąg pancerny w Kobierzycach - rejon Festung Breslau.
Wrocław
Majewski:
10 lutego jednostki radzieckiej 294 Dywizji Piechoty, które na wschód od Wrocławia zluzowały pozostałe siły 73 Korpusu, rozpoczęły natarcie na pozycje 2 batalionu pułku “Mohr”, zdobywając Zakrzów i spychając hitlerowców w kierunku stacji kolejowej Psie Pole. W dniu następnym oddziały niemieckie, wzmocnione przez dowództwo twierdzy tzw. batalionem szturmowym kapitana Günthera (późniejszy 1 batalion pułku “Wehl”) oraz działami pancernymi, zdołały przejściowo odzyskać i utrzymać Zakrzów oraz opanować Psie Pole, aż do nocy z 15 na 16 lutego, kiedy to żołnierze radzieccy wyparli ostatecznie hitlerowców za Widawę.
Prawie w tym samym czasie co na północnym wschodzie rozgorzały walki również w innych punktach na przedpolach Wrocławia.
Ksiądz Peikert opisuje grozę tego dnia w chaotycznym opisie łączącym informacje o kolejnych wysiedleniach, tym razem ze wschodniej części Wielkiej Wyspy, klęskach w okolicy Wrocławia i wojnie, która stała się już zwyczajną częścią życia miasta, jego głos już przestaje się unosić gniewem, z dnia na dzień przywyka i w rezultacie dostajemy beznamiętną relację zagłady:
Z południa i południowego wschodu w nocy silny huk dział. Zresztą samoloty nocą względnie oszczędzały miasto. Pierścień oblężenia wokół Wrocławia zamyka się coraz bardziej. Donoszą o płonących wsiach na południe od Wrocławia. Po południu nad miastem ożywione walki powietrzne, które wieczorem znów się wzmagają. Zagraża znowu ciężka noc jak przed 8 dniami. Nadchodzi wiadomość, że Ząbkowice, Ziębice, Jawor, Legnica, Chojnów zostaną oddane. Staatenhalle (Halę państw) przy Hali Stulecia trafiła bomba; hala spłonęła doszczętnie. Sępolno i całe Zalesie na północ od Odry, Zacisze, Biskupin itd. trzeba całkowicie ewakuować. W Parku Szczytnickim ustawia się baterie dział tak, że wspaniały park jest w najwyższym stopniu zagrożony. Mają zburzyć domki letniskowe na Zalesiu i Zaciszu.
Maria Langner
Od 1 lutego znajduje się w Areszcie Śledczym przy Prezydium Policji. Została tam osadzona pod zarzutem pomocy w dezercji lekarza wojskowego doktora Heisiga.
KOMANDO PRACY
W nocy znów jest alarm lotniczy, ale nalotu nie ma. W godzinę potem słyszymy odwołanie, ale natychmiast po odwołaniu padają bomby, potem znowu alarm, ostatni w twierdzy.
Od tej chwili miasto staje się terenem frontowym. Alarm trwa bez przerwy, syreny milczą. Naloty i ataki artylerii następują coraz częściej i gwałtowniej, w celach słyszy się krzyki kobiet i walenie w żelazne drzwi.
Mijają dwa dni. Drugiego dnia, przy rozdzielaniu jedzenia, u boku wachmistrza Giesicke stoi “Wróbelek”. Napełnia wielką łyżką moją miskę, uśmiecha się do mnie stojąc w drzwiach i mówi: - Jutro dostaniemy wszyscy pracę. - Czerwona, życzliwa twarz Giesickiego promienieje. - Obieranie kartofli szepcze dość głośno i przykłada ręce do ust jak trąbkę - nie po to, aby nikt nie słyszał jego słów, ale aby zaakcentować ważność radosnej nowiny. Następnego dnia rano wywołują nas z cel i prowadzą przez dziedziniec więzienny do kuchni Schutzpolitzei. Należymy teraz do komanda obieraczy kartofli.
Kuchnia jest właściwie szeroko rozgałęzionym, źle oświetlonym labiryntem gospodarskich pomieszczeń. Składa się z kilku spiżarń, kotłowni o trzech olbrzymich kotłach na zupę, z korytarzy, odgrodzonych grubymi filarami. Właściwą kuchnię stanowi kotłownia, wyłożona białymi kaflami i czerwonymi płytami kamiennymi, z długimi, drewnianymi stołami i kilku zydlami. Mieści się w piwnicy wielkiego więzienia śledczego przy prezydium policji. Do tej właśnie dawnej kuchni więziennej wprowadził się po dwudziestym stycznia i po ewakuacji wszystkich więźniów i urzędników więziennych pan Hase ze swoją załogą kuchenną. Kilkanaście jednostek policyjnych, które napłynęły przeważnie z ewakuowanego Krakowa, przydzielono do służby frontowej. Jedna trzecia znajduje się w stałym pogotowiu w koszarach, a czterystu pięćdziesięciu policjantów czeka w prezydium policji. Dla tych ostatnich gotuje Hase i jemu właśnie oraz dobremu sercu Giesickego zawdzięczamy jedzenie i pracę. Siedzimy w małej, wilgotnej, zimnej piwnicy z zamurowanymi oknami. Wartownik, zmobilizowany do wojska mimo krzywych nóg, siedzi przy nas na ławce w pobliżu drzwi. Oparł karabin o ścianę, zsunął czapkę na tył głowy i drzemie.
Zjawia się podoficer Hase, szef kuchni - niewielki człowieczek. Jego pięciu kucharzy, wszyscy około pięćdziesiątki, zawinęło rękawy koszul tylko po to, aby okazać zapał do pracy, bo główną robotę, jak obieranie i krajanie kartofli, spełniali dotychczas mrukliwi chorzy więźniowie, których dziś zastępujemy. Kucharze mają na sobie szarozielone fartuchy płócienne i spodnie barwy munduru policyjnego. Są zobowiązani do służby na czas trwania wojny i nie mają w sobie nic z żołnierzy.
Pierwszego dnia siedzimy w piwnicy od szóstej rano do szóstej wieczorem i obieramy, obieramy góry, cetnary kartofli. W południe napełniają nam miski, a Hase zjawia się na chwilę w otwartych drzwiach, z czapką wojskową zsuniętą na tył głowy, ręce trzyma w kieszeniach spodni pod białym fartuchem szefa kuchni. - Jesteście pilni - powiada - no, zobaczymy. Brzmi to obiecująco.
Wciąż obieramy kartofle. Czasem siedzimy w obierzynach po same kolana, wówczas zjawia się człowiek z widłami i przydługimi małpimi czerwonymi rękami zgarnia łupiny do kosza. Uśmiecha się przyjaźnie nie mówiąc ani słowa; pewnego razu kładzie wstydliwie paczkę papierosów na brzeżku ławki. Wołają go Theo.
Nogi nasze są wilgotne, na pół martwe z zimna, ale czujemy się tak, jakby spadł z nas jakiś ciężar, bo nie musimy siedzieć w oddzielnych celach, gdzie dni włoką się bez końca, a w samotności każde uczucie graniczy z ostateczną rozpaczą.
Następnego dnia Hase znowu na chwilę staje w drzwiach. Taksuje spojrzeniem cztery kobiety, potem wskazuje na mnie palcem i mówi: - Niech no pani pójdzie ze mną.
Zabiera mnie do kuchni, kładzie kawał chleba z mięsem na rondel z rosołem i każe mi zanieść to śniadanie naszemu wartownikowi, który w małej czapce, nasadzonej filuternie na siwe zwichrzone włosy, siedzi wśród nas z wyrazem złości na twarzy i przez cały długi dzień nie odzywa się słowem.
Wartownik odmawia przyjęcia śniadania. Twierdzi, że zna się na takich podstępach, że na pewno za tym kryje się jakieś draństwo. Hase, który przyszedł tuż za mną, powiada: - Idioto! Jeżeli nie chcesz żreć, nie musisz.
Po południu zjawia się Giesicke, bez karabinu. Ma zluzować wartownika, to uosobienie bezmyślnej obowiązkowości. Hase wykorzystuje swoje stosunki, jakby nie było, jest podoficerem kuchennym. Wywołuje nas kolejno z piwnicy i każdą z nas zatrudnia na przemian przy drobnych robotach w kuchni; przynajmniej można tam coś usłyszeć, zobaczyć i zagrzać się. Poznaję pięciu kucharzy, pięciu przyjaciół, z których Theo i Franz tworzą uznaną przez wszystkich, tak zwaną parę “przyjaciół od serca”. Theo jest małorolnym chłopem z Westfalii, myśli powoli i jest ponad wszelką miarę dobroduszny. Ma pociągłą, przystojną, ale dosyć tępą chłopską twarz i natychmiast zakochuje się we mnie, co przejawia się w dziwny sposób. Ilekroć przechodzę obok niego, wyciąga długi palec wskazujący, dotyka moich żeber i powiada dziecinnie: - Popatrz.
Franz jest szewcem ze Lwowa. Niemiec z musu. Jest mały, czarny i kędzierzawy, ma olbrzymi podbródek. Wszystko natychmiast zapomina i wszystko robi na opak. On i Theo nazywają siebie “niemieckimi dębami”. Gdy Franz jest zalany w pestkę, Theo chodzi na rzęsach, a ponieważ Franz często jest zalany, Theo często chodzi na rzęsach.
Następna godna uwagi osobistość to Adolf. Pochodzi z Saksonii, jest bardzo wysoki i bardzo chudy. Ma olbrzymie nogi i zbyt małą głowę o jasnoblond wypłowiałych włosach. Opowiada mi zabawnym saksońskim akcentem, że przed wojną zarabiał w Dreźnie ładne pieniądze. Był “babcią klozetową” w wielkim lokalu.
- Wierzę ci na słowo - mówi Hase - do czegoś lepszego i tak byś nie doszedł.
Adolf ma zawsze w pogotowiu długi drąg drewniany i Hase wola: B a a a b c i u! gdy zlewy nie są w porządku lub gdy przez rurociągi w piwnicy przechodzi mało wody; czasem zupełnie jej brak.
Czwarty to Rudolf, wiedeńczyk. Wygląda jak drwal. Jest strasznie mrukliwy. Powiada, że od wczesnej młodości musiał ciężko pracować. Ojciec jego był pijakiem, a matka zniszczoną, spracowaną kobietą. Na moje pytanie, dlaczego zawsze narzeka, Rudolf opowiada mi swoje dzieje. Właściwie to jedyny człowiek, który naprawdę tutaj pracuje. Pewnego razu, gdy stoję z “Wróbelkiem” nad zlewem i zmywam naczynie, wyraża swoje niezadowolenie; jego zdaniem jesteśmy zbyt żywe.
- Zapominacie, że jesteście więźniarkami - powiada.
- Bogu dzięki, że możemy o tym zapomnieć, wszyscy jesteście tacy ludzcy dla nas - odpowiadam szybko. Rudolf ma zdziwiony wyraz twarzy i od tej chwili jest znacznie uprzejmiejszy. Ilekroč tylko zdarzy się okazja, podsuwa któremuś z więźniów przez stół cukierka, filiżankę kawy lub kromkę chleba.
Piąty i najinteligentniejszy to Emil, sprytny kupiec, w cywilu komiwojażer branży wyrobów skórzanych. On jeden mówi otwarcie, że należy liczyć się z rychłym wkroczeniem Armii Czerwonej. Jego zdaniem Hase na pewno da drapaka, ale on, Emil, weźmie wtedy największą łyżkę w rękę i gdy pierwszy żołnierz radziecki przestąpi próg kuchni, będzie spokojnie mieszał zupę w kotle i zamelduje: - Zupa gotowa.
Do moich obowiązków w kuchni należy zmywanie naczynia, szorowanie długich stołów, pranie ścierek. Gdy robotnicy w czasie przerwy przychodzą do Hasego na partię kart, nie pytając nikogo nakładam im jedzenie do misek i stawiam je wraz z łyżką na stole obok chleba i manierki z kawą. Hase patrzy na to przychylnie i skinieniem głowy wyraża zgodę.
W tej chwili pracują murarze i cieśle przy oknach prezydium policji, które zamurowują lub zabijają deskami. Jeden z nich, który przyjeżdżał dawniej autobusem z zachodniego przedmieścia do pracy, opowiada, że od trzydziestego stycznia nie może się dostać do domu, bo wojska radzieckie zajęły przedmieście. Hase zapewnia: - Wkrótce ich stamtąd wywalimy - Emil stoi za jego plecami i puka znacząco palcem w czoło. Ale twarz Hasego nie wyraża zbytniej wiary w to, co mówi. Cale miasto jest już okrążone z wyjątkiem wąskiego pasma zbocza górskiego Waldenburg. Na krańcach miasta rozgorzały walki.
Noce w celi są nie do zniesienia. W całym budynku panuje nieopisany hałas, przybywa coraz więcej nowych więźniów, powtarzają się naloty na miasto, przy wtórze trzasków szalejącej broni pokładowej rozpoczynają się pierwsze walki powietrzne: dalekie krzyki przenikają mury i ściany celi, czasami zapada głucha denerwująca cisza, którą nagle znów przerywa ogłuszająca wrzawa. Gdy zbliża się ranek i wartownik otwiera drzwi celi, aby zabrać nas do pracy, człowiek oddycha z ulgą. Nie kończący się tydzień mija w ślimaczym tempie. Pracujemy, obieramy kartofle, zapoznajemy się z innymi więźniami. Zmywam naczynie: dotąd czynność ta wydawała mi się najwstrętniejsza ze wszystkich zajęć w kuchni, oprócz oczywiście obierania kartofli Teraz jestem wdzięczna Hasemu, że p o z w o l o n o mi tę czynność wykonywać. Z wdzięcznością też przyjmuję papierosy, które Hase wyciąga z górnej kieszeni białego fartucha, i kawałek mięsa, które po raz trzeci nakłada na swój talerz i potem odstawia, nie mogąc go rzekomo zjeść. Naturalnie trzeba przejść pewnego rodzaju przeobrażenie wewnętrzne, zanim człowiek nauczy się jeść Ale nawet syty nie mógłby odmówić przyjęcia z obcego talerza. tego, co zostało ofiarowane z taką ludzką serdecznością.
Hase każe nam prać bieliznę kuchenną, fartuchy robocze swoich pomocników, a w końcu nawet ich bieliznę osobistą. W jego szafie wisi teraz zawsze biały fartuch rezerwowy, symbol szefa kuchni, który wkłada na mundur nie zdejmując żołnierskiej czapki. Mały Hase, trzymając stale czarny, rozmokły ogarek cygara w pożółkłych zębach, siedzi w oddzielnej izbie, której drzwi są zawsze otwarte. Może stąd nadzorować kuchnię i kotły, drzwi wejściowe do kuchni, przychodzących i wychodzących, i pracę swoich ludzi. Na drewnianej płycie stołu stoi przed nim blaszany kubek z winem albo rumem. Wszystko idzie u niego jak po maśle, ale on sam ma ciężkie zmartwienia. Ma nadzieję, że dalszy pochód Armii Czerwonej zostanie powstrzymany, że hitlerowcy użyją nowej broni, a Hitler dotrzyma swych obietnic. Hase i jego ludzie uciekli z Krakowa. Niewiele czasu minęło od chwili, gdy nagle musieli wszystko rzucić. Jeszcze ciągle strach paraliżuje ich członki. Do ostatniej chwili nie wierzyli w możliwość ewakuacji. Tu dostali się, jak powiada Hase, z deszczu pod rynnę. Każdy wie, że Wrocław nie zostanie oddany bez walki, ale będzie się bronił do ostatniego żołnierza. Hase nie jest stworzony do walki, jest stworzony do gotowania. Tak bardzo martwi go myśl, że lada chwila mogą wpaść bomby do jego garnków, że może znieść życie tylko w stanie zamroczenia alkoholowego. Mimo to spodziewa się szczęśliwego obrotu spraw. Emil powiada cicho i w zaufaniu, że Hase na pewno “ma masło na głowie”, na pewno był w SA.
Nasza grupa pracujących w kuchni powiększa się o parę osób, które pod komendą Hasego prowadzą nieco znośniejszy żywot niż więźniowie siedzący cały dzień w celach. Zawdzięczamy nasze “szczęście” Giesickemu, który upodobał sobie Anneliese. Dzieli się z nią swoim chlebem i przez cały dzień siedzi przy niej. Gdy Theo przynosi kosze z kartoflami. Giesicke wchodzi z Anneliese do przyległej izby, aby zmyć grubą warstwę gliny z kartofli. które płucze się w wielkich wannach. Gdy wychodzą, twarz Giesickego jest purpurowa.
Nadprokurator Kessler nie daje znaku życia, Gestapo nie interesuje się nami.
Theo i Franz, pomocnicy kuchenni, uzyskali godzinę urlopu celem wyjścia na miasto. Golą się, zdejmują fartuchy; w mundurach i pasach wyglądają prawie tak, jak dzielny wojak Szwejk. Wręczam Theowi kartkę do mojej matki z całą masą poleceń. Wraca z wiadomością, że dom jest mocno uszkodzony i że nie ma w nim od strychu do piwnic ani jednego człowieka. Greta jest również bardzo rozczarowana wynikiem tej wycieczki, podjętej z całą życzliwością, zwłaszcza że niepokoi się o dziecko. Ale w ciągu rozmowy dowiadujemy się, że Theo i Franz nie wpadli na pomysł zajrzenia do piwnicy.
Hase, który również pochodzi z Wrocławia, zwalnia się, aby zaj rzeć do domu. Wraca bardzo zmartwiony. Pocisk wybił dziurę w murze, w sypialni ustawiono karabin maszynowy, dom jego zamieniono w punkt obronny. Jakiś oficer volkssturmu wyrzucił go z mieszkania.
- W mieszkaniu moim wygląda, jakby w nim mieszkali wariaci - opowiada i dodaje, że spodziewał się po żołnierzach Wehrmachtu bardziej przyzwoitego zachowania. Jego żona dopiero zrobi oczy, gdy wróci do domu. On ma w każdym razie tego wszystkiego dość. Emil uśmiecha się szyderczo z ukrytą satysfakcją.
Hase jest pomysłowy, jeśli chodzi o zgłaszanie zapotrzebowania na dalsze siły pomocnicze. Ci, którzy nie należą do naszej grupy, zmieniają się często. Pozostaje tylko jakiś stary człowiek z synem. Trzymają się na uboczu i coś tam miedzy sobą szepczą. Po kilku dniach siedzi Merckert, tak nazywa sie stary, sam na swoim miejscu. Na głowie ma wysoką czapkę karakułową, którą zwykle nosił syn. Jego twarz ma jakiś nowy wyraz. Wydaje sie, jakby zamarła w paroksyzmie strachu. Syn jego, opowiada Merckert, z uprzejmości reperował rodzinom wojskowym radia, robił to przeważnie po godzinach pracy. Słuchali razem stacji zagranicznych chcąc wypróbować aparaty. Wiemy dobrze, jak się takie rzeczy w istocie odbywają, i możemy zrozumieć, że stary jeszcze i tutaj obawia się zdrady. Syn jego został rozstrzelany.
Oprócz nas i starego Merckerta do grupy obieraczy kartofli należą przeważnie obcokrajowcy podlegający przymusowi pracy. Francuzi i robotnicy ze Wschodu są zawsze podejrzanym elementem, twierdza jest dla nich niebezpiecznym terenem. Roger i Robert, dwaj młodzi chłopcy z południowej Francji, o eleganckich manierach, nie biorą sobie do serca aresztowania. - Przez cały czas byliśmy przecież więźniami - powiadają. Usiłowali opuścić miasto z bagażem, na który składał się karton tytoniu, i przez front zachodni chcieli przebić się do swego kraju. - Zamieniliśmy wszystko, cośmy posiadali, na tytoń, nawet zegarki i spinki do mankietów. Za tytoń zawsze po drodze można dostać coś do zjedzenia. - Wyruszyli za późno. W tłumie uciekinierów pozostaliby nie zauważeni, przecież tysiące zmobilizowanych do volkssturmu zgubiło się w tłumie. Ale tymczasem ustanowiono patrole kontrolne na krańcach miasta i obydwaj zostali aresztowani. Z całą pewnością czeka ich kara więzienia.
Przez dwa dni sześć młodych dziewcząt dłubie nożami w kartoflach. Obrzucają się łupinami, piszczą i mówią bez związku, nieustannie poprawiają fryzury i atakują oczami Francuzów. Matki ich zostały ewakuowane, one natomiast pozostały razem w mieście. Jedna z nich wyłamała drzwi opuszczonego eleganckiego mieszkania. Zamieszkały tam w szóstkę, zapraszały żołnierzy, piły wino, tańczyły przy dźwiękach muzyki radiowej i urządzały zabawy.
Hase szybko usuwa je ze swego królestwa. - Przeklęte dziewki - powiada - nauczyły się tego w Krakowie. Tam te “blitzmädchen” były bóstwami.
W miejsce “blitzmädchen”, byłych pomocnic armii hitlerowskiej, zjawiają się polskie kobiety, które są wyjątkowo małomówne. W obszernych sięgających do pasa chustkach z frędzlami, nasuniętych głęboko na czoło, w długich i sutych spódnicach, robią prawie uroczyste wrażenie. Są bardzo pilne. Hase jest zadowolony. Potrzebna mu jest kobieta w kuchni. Jemu i jego ludziom nie smakuje już jedzenie z kotłów, a budyniem z kaszki zdobyłam sobie jego względy. Od pierwszego już tygodnia staję się dla niego niezbędna, bo rozwijam wszystkie swe talenty kucharskie. Załoga kuchenna czuje obecność kobiety i bardzo jej to odpowiada. Rudolf, wiedeńczyk, chętnie jada sałatę z kartofli, Hase - ostro przyprawioną pieczeń, Emil przepada za drobnymi smakołykami, Theo lubi mnie, a Franz robi to, co robi Theo. Adolf, którego nikt nie chce słuchać, opowiada saksońskim narzeczem długie historie, które wydarzyły się podczas jego pracy w toalecie, i wydaje się, że nawet o to tak zwane “ciche miejsce” uderzają fale cierpień i radości ludzkich.
Cała szóstka to dobroduszni ludzie, starają się nam pomóc w przetrwaniu okresu niepewności i niepokoju, który przeżywamy w więzieniu. Hasemu obiera palec i zaczyna przesadzać: żąda, aby go obsługiwano i rozpieszczano. Muszę go myć, bandażować, karmić i nawet czytać mu gazetę. W ten sposób dowiadujemy się, że dziewiątego lutego zamknął się pierścień, którym wojska sowieckie otoczyły twierdzę.
Wszyscy, nawet Emil, są głęboko wstrząśnięci. Każdą pracę wykonujemy dzisiaj pośpiesznie i w milczeniu. Mężczyźni w mundurach żyją w pełnym napięcia wyczekiwaniu czegoś strasznego. Jest to jakby lęk przed burzą, jakby przewlekająca się chwila między błyskawicą a uderzeniem pioruna. Gdy wchodzę do izby, w której obieramy kartofle, aby zastanowić się z moimi towarzyszami niedoli nad “aferą Heisiga”, głos Hasego rozbrzmiewa pod sklepieniami piwnicy pełnym wyrzutu wołaniem: - Mario!
Po kilku dniach ucisk jakby zelżał. Praca idzie normalnym biegiem.
Najmilsza chwila dnia podczas pracy w kuchni to moment wyjmowania z kotłów wielkich kawałów wygotowanego mięsa. Wówczas wszyscy stają przy stolach i krają mięso w kostki. Theo przysuwa mi kawał chleba, Franz solniczkę. Emil mówi przez zęby: - Nie dajcie się złapać. - Patrzy przy tym trwożliwie i znacząco na drzwi, z których prowadzą schody na dziedziniec więzienny. - Niektórzy z tego bractwa są zabawni.
“Bractwo” to dyżurni policjanci, którzy rano przychodzą z dzbankiem po kawę, to tych czterystu pięćdziesięciu, którzy w południe ustawiają się w ogonku po jedzenie, to ci, którzy przy każdej sposobności wpadają bodaj na chwilę do kuchni, to dwaj intendenci, którzy mają nadzór nad chlebem oraz nad “suchym prowiantem” i uzbrojeni w noże i wagi rozdzielają w specjalnych pomieszczeniach piwnicznych racje żywnościowe, to wreszcie żołnierze, którzy przybywają z pobliskiego frontu i w drodze do koszar wstępują na chwilę do Hasego, aby przed powtórnym udaniem się na front odpocząć choć pół godzinki w miejscu, w którym nikt nie będzie ich podejrzewał o dezercję.
Gdy Hase staje przed tymi nie ogolonymi, zmęczonymi i mrukliwymi ludźmi, twarz jego nie zdradza odwagi. Obraca w zębach ogarek cygara i chciałby wreszcie dowiedzieć się czegoś pomyślnego. - No, chłopcy, wnet będzie koniec. Wyrzucimy ruska i będziemy mieli spokój - albo: - W tej chwili to wszystko niewesoło wygląda, prawda? Ale czekajcie tylko, Adolf i tak będzie się śmiał ostatni.
Ale gdy stawia konkretne pytania, zmęczeni i milczący ludzie wpadają w gniew. - Wszystko gówna warte odpowiadają daj nam święty spokój. - Po zaspokojeniu głodu chwytają puszki z maskami gazowymi i płachty brezentu o ochronnej barwie, zrezygnowanym i uległym ruchem zarzucają karabin na pochylone plecy i oddalają się ciężkim krokiem.
- Aż im się w głowie kręci z entuzjazmu - powiada Emil - i w złośliwym uśmiechu wyszczerza fałszywe zęby tak szeroko, że można je policzyć od ucha do ucha.
- Są tylko zmęczeni - mówi Hase. Spróbuj ty pójść na front, to się przekonasz.
- Ja? - mówi Emil bardzo zdziwiony i oburzony, i palcem wskazującym dotyka swej piersi. - Idź ty, jeszcze zdążysz migiem zdobyć order. Gębą i tak już od dawna na to zasłużyłeś.
Sprzeczają się przez chwilę, ale potem znów wszystko mija.
Życie byłoby więc od biedy znośne. Ale dręczy ciągle myśl o matce, o dzieciach, męczy nieustanny niepokój. Nie wiemy, co nas czeka za godzinę. Nocami siedzi się na brzegu pryczy, podczas gdy na dworze szaleje walka powietrzna, jęczy ziemia od detonacji wybuchających bomb. Już we wczesnych godzinach porannych rozpoczyna się szczekanie i wycie artylerii, której odgłosów nie mogą już teraz osłabić oddzielające nas od świata zewnętrznego grube mury więzienne mieszczącego się w samym środku olbrzymiego kompleksu budynków. Na długich korytarzach ciągną się w nieskończoność cele, a w nich siedzą ludzie zrozpaczeni, przerażeni, z widmem śmierci przed oczami.
Dziesiątego lutego woźny sądowy wywołuje z naszego grona “Wróbelka”. Nadprokurator ją wzywa. Po godzinie wraca rozpromieniona. Postępowanie sądowe zostaje umorzone. Obydwu Bułgarów zwolniono jeszcze przed kilku dniami Nadprokurator jest czarującym, młodym człowiekiem. Natchnął ją nową nadzieją.To wprost nie do wiary, że Kessler po prostu przestał zajmować się całą tą sprawą. Następnego dnia nadchodzi z prokuratury zarządzenie: Greta i “Wróbelek” są zwolnione. Nagle podczas pracy dostają przez woźnego sądowego wiadomość, że mogą iść do domu. Szaleją z radości i zapewniają nas, że na pewno i my wkrótce zostaniemy zwolnieni. Potem nagle “Wróbelek” rzuca mi się z płaczem na szyję: - Ach, mateczko, tak bardzo się lękam o ciebie.
Pozostajemy w trójkę, Harry, Anneliese i ja. Jesteśmy bardzo przygnębieni. Staniemy przed sądem. Nadzieja, że proces Heisiga zostanie odłożony i rozpatrzony dopiero wtedy, gdy miasto przestanie być twierdzą, spełzła na niczym.
Po upływie jeszcze dwóch dni wołają nas po południu, w wielkim pośpiechu, do izby wartowników. Stoimy przed barierą bardzo zaniepokojeni. Z przyległego pokoju słychać przy telefonie głos męski, na dźwięk którego serce zamiera na sekundę: Kessler.
Głos mówi: Panie generale i kilkakrotnie: - tak jest. Potem wprowadzają do Kesslera Anneliese. Po dwóch minutach wychodzi z pokoju. Jest zwolniona, może natychmiast zabrać swój płaszcz z piwnicy, w której pracowała, i może odjechać samochodem z Kesslerem. Po trzech dniach urlopu ma znowu stawić się do służby w lazarecie.
Potem wchodzi Harry do Kesslera. On również wychodzi z pokoju z wiadomością, że jest zwolniony. Nie jest oczywiście tak pełen radości jak Anneliese, Kessler bowiem dał mu rozkaz natychmiastowego stawienia się do volkssturmu.
Teraz powinien mnie zawołać. Ale Kessler wychodzi z pokoju, mija mnie, nieczuły na moje pytające spojrzenie. Stoję jeszcze przez chwilę sama w pokoju, potem nie zatrzymana przez nikogo wychodzę na pusty korytarz i powoli schodzę na dziedziniec. Droga, na której tyle mam do przemyślenia, wydaje się bez końca. Gdy otwieram drzwi do kuchni, wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem. Wiadomość o naszym zwolnieniu rozniosła się już wszędzie. Moi przyjaciele w kuchni okazują mi ciche, dyskretne współczucie.