Londyn
FBTODO
Do Londynu przybywa Anders, jeszcze tego samego dnia spotyka się z prezydentem rządu na uchodźctwie Raczkiewiczem, który od dawna jest śmiertelnie chory na białaczkę (zdiagnozowany jeszcze przed wojną zmarł 6 czerwca 1947).
Tydzień później Anders przejmuje władzę.
GKO
Państwowy Komitet Obrony (ros. Государственный Комитет Обороны CCCP - ГКО CCCP) był utworzonym zaraz po napaści Niemiec hitlerowskich na sowiety narzędziem centralizacji i usprawnienia władzy państwowej na potrzeby wojny.
20 lutego 1945 GKO wydało uchwałę wzywającą komendantów wojskowych Armii Czerwonej do jak najszybszego przekazania administracji na okupowanych terenach polskich (lub mających być Polsce przekazanych) w ręce polskich urzędów. Uchwała była jednakże tylko poleceniem, bez uściślenia ani terminu, ani nawet kryteriów czy procedury.
Wyłącznie od komendantów wojskowych zależało kiedy i w jakim zakresie przekażą Polakom władzę i jakiego udzielą im wsparcia.
1 i 2 Front Nadbałtycki
25 stycznia rozpoczęła się czwarta bitwa kurlandzka, czyli kolejny atak mający zniszczyć odciętą w Kurlandii resztę Grupy Armii Północ, 15 stycznia przemianowaną na Grupę Armii Kurlandia. Było to 200 tys. dobrze uzbrojonych żołnierzy.
Armia Czerwona od października 1944 do marca 1945 usiłowała zniszczyć te wojska podejmując całą serię ofensyw (bitew). We wpisie 25 przedstawiłem rozbieżności co do datowania tych operacji.
Zaczyna się piąta ofensywa kurlandzka. Tak się składa, że jest to jedna z trzech dat, co do których wszystkie źródła się zgadzają. Co do pozostałych niestety źródła się różnią i rzecz jest do ustalenia.
- Military History Visualized "Courland: Last Stand Defensive Tactics" [YT 12:59]
Nowogród Bobrzański
FBTODO
Armia Czerwona zdobyła ściśle tajny i do dziś otoczony legendą obiekt wojskowy - DAG (Dynamit Aktion Gesellschaft) Alfred Nobel. W zasadzie znajdował się na terenie wsi Krzystkowice (niem. Christianstadt), ale ona od dawna nie istnieje. Cały obszar został włączony do Nowogrodu Bobrzańskiego.
Była to wielka fabryka amunicji i obiekt doświadczalny. Zajmował 35 km2, jak się szacuje miesięcznie produkowano tam około 500 ton materiałów wybuchowych. Był to też obóz pracy, przez który przewinęło się ponad 20 tys. robotników przymusowych.
Obóz został ewakuowany 2 lub 3 lutego 1945. Więźniowie na piechotę przez Cinoviec, Karlove Vary dotarli do Chlebu, stamtąd koleją do Celle i potem znowu na piechotę do KL Bergen Belsen.
Po wojnie powstał tam komunistyczny obóz pracy nr 121 powołany na podstawie dekretu PKWN 31 sierpnia 1944.
- "DAG Alfred Nobel. Tajemnica fabryki amunicji pod Nowogrodem Bobrzańskim. To miejsce oficjalnie nie istniało. Dziś każdy chce je zobaczyć"
- Powstanie L rozbudowa obozów pracy przymusowej w Krzystkowicach
- ""Sierpniówka" czyli dekret PKWN z 31 sierpnia 1944 roku"
- Dz.U. 1944 nr 4 poz. 16 Dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego.
1 Front Ukraiński
1 Front Ukraiński Krosno Odrzańskie 313 zabitych, ponad 60% zniszczeń.
Tego dnia, choć było już blisko końca, wojny zginęły tysiące ludzi, ale niech symbolem będzie śmierć dwóch zakonnic.
Julia Rodzińska, dominikanka i więźniarka obozu koncentracyjnego Stutthof, zmarła z chorób i wycieńczenia do końca pomagając innym więźniarkom niezależnie od narodowości.
Juliana Edelburgis Kubitzki, po kądzieli Polka, ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety (śląski zakon, tzw. elżbietanki) została wraz z innymi zakonnicami zmuszona do opuszczenia klasztoru w Żarach. Widziała, jak jej koleżanki były zabierane przez czerwonoarmistów. Starała się ukryć w cywilnym ubraniu. Kiedy odmówiła posłuszeństwa żołnierzowi Armii Czerwonej, została przez niego zastrzelona.
Brygada Świętokrzyska
Brygada Świętokrzyska NSZ, która w końcu stycznia zostawiliśmy maszerująca na południe z Ząbkowic Śląskich, 20 lutego opuszcza Ziemię Kłodzką i wkracza na teren Protektoratu Czech i Moraw.
7 marca pod czujnym okiem SS rozpoczną szkolenie w ośrodku RSHA w Rozstání (30 km na północ od Brna) otoczeni poligonami i jednostkami Wehrmachtu.
Hugo Hartung
Co do wczorajszego życzenia Hartunga - można by rzecz stoliczku nakryj się, oto dzisiaj:
Tak wesołego nastroju jak dzisiaj nie było w naszej kompanii od początku oblężenia. Zbudzono nas o świcie i ciężarówką wywieziono z linii frontu do spokojnej kwatery w pobliżu placu Strzegomskiego. Jesteśmy we Wrocławiu! Czujemy się jak w domu i całkowicie bezpieczni, Znowu widzimy jak po ulicach jeżdżą tramwaje i bawią się dzieci, które dawno już przywykły do hałasu bombardowań. Gospoda przy Alsenstraße (obecnie ul Stefana Czarneckiego), w której zostajemy zakwaterowani okazuje się być szczytem luksusu i wygody, bo pali się tam światło elektryczne i gra radio. Po dziesięciu ciężkich dobach to miejsce wydaje się snem.
"Nad rzekami Babilonu - tam myśmy siedzieli i płakali, kiedyśmy wspominali Syjon. Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy" pisze psalmista, ale Hugo Hartung nie wspomina minionego Wrocławia, wciąż w nim żyje, jakby zmieniło się niewiele, jakby mówił, że spadają bomby, ale oni nauczyli się ich unikać, że płoną przedmieścia, ale on patrzy na to z daleka, że front i śmierć podchodzą coraz bliżej, ale on i jego koledzy ciągle są wycofywani w stronę centrum, w głąb miasta, które żyje niby to wojną niby pokojem, jeżdżą tramwaje, spadają bomby, płoną ulice i gra muzyka, szaleństwo optymizmu i łagodność delirium połączone:
siadam na kamiennych schodach prowadzących na brzydkie podwórko opromienione błękitem nieba i wiosennym słońcem, z przyjemnością golę się ciepłą wodą i delektuję radosnymi trelami ptaków, które tylko chwilami milkną przy donośnych salwach naszej obrony przeciwlotniczej. W gospodzie jest również działający jeszcze telefon, więc z bijącym sercem znowu przeprowadzamy test, czy nasze domy jeszcze stoją: jeżeli w słuchawce słychać normalny wolny sygnał, oznaczać to może, że mieszkania na razie nie zostały zniszczone. Ja też wykręcam swój numer i słyszę równomierne buczenie. Kamienica stoi, ale nikt się nie zgłasza... (dopiero później dowiedziałem się, że czasami w takich sytuacjach telefon odbierali Rosjanie, którzy zajęli daną dzielnicę!). Wieczorem prawdziwe święto. Każdy z nas dostaje butelkę czerwonego wina, a ponieważ w gospodzie mieszka również jeden z najsłynniejszych masarzy we Wrocławiu, zostajemy ugoszczeni mnóstwem mięsnych przysmaków, w tym wyśmienitymi kiełbaskami na gorąco. Pijemy i śpiewamy. Sami Pflanzl, znany bas drezdeńskiej opery, śpiewa swym pięknym, głębokim głosem pieśni ludowe i patriotyczne. Występ nagradzają gromkie oklaski, również od obecnych w gospodzie cywilów, wśród których jest piękna głuchoniema dziewczyna. Fetę kilka razy przerywają rosyjskie naloty. Nie ma już wprawdzie syren alarmowych, ale gdy hałas na zewnątrz zbytnio się nasila, lepiej schować się w piwnicy. I nawet tam, w ciasnych, wilgotnych i zimnych korytarzach nie ustaje głośna zabawa naszej barwnej mieszanki towarzyskiej. Gdy wracamy na górę i wystawiamy nos na zewnątrz, widzimy wielkie pożary w kierunku Kõnigsplatz (obecnie pl. Jana Pawła II).
Kõnigsplatz, czyli słynny Plac Królewski powstały w miejscu wylotu Bramy Mikołajskiej. W tym właśnie rejonie zaczęła się demolicja umocnień Wrocławia w czasach napoleońskich, a pierwotnie oba brzegi fosy spiął pierwszy w mieście most metalowy - żeliwny Kõnigsbrücke. Obecnie, tzn. zarówno teraz, jak i siedemdziesiąt lat temu na pożary patrzył bezradnie Herkules zarówno walczący z lwem, jak i ten który go już pokonał - Walka i Zwycięstwo (niem. Kampf und Sieg) i o dziwo obie te rzeźby - w 1945 mające już dokładnie 40 lat - chociaż niechronione niczym przed molochem wojny przetrwały i dziś są jednym z symboli Wrocławia, pozbawionym jednak swojej pierwotnej symboliki, czyli stojącej po drugiej stronie placu i nadającej im zrozumiały dla każdego Niemca i Prusaka sens figury Żelaznego Kanclerza, Otto von Bismarcka. Rzeźba ta jest jednym z obiektów, który zniknął w zupełnie tajemniczy sposób zaraz po sowieckim zwycięstwie. Ale niewątpliwie będzie jeszcze okazja napisać coś o tym placu.
Obrazem, którego nie wolno przeoczyć jest piękna, głuchoniema dziewczyna, na którą z intuicją godną poety zwraca uwagę Hartung. W bombardowanej twierdzy nie trzeba słuchu, by cieszyć się muzyką. Słuch bardziej przydaje się niezbędnej podczas oblężenia obserwacji działań wroga.
Życie w piwnicach
Jedną z rzeczy, które nam przekazuje Hartung, chociaż nie pisze tego wprost, jest schodzenie Wrocławia do piwnicy. W jego przypadku wydaje się to być zrozumiałe, a znaczenie znalezienia bezpiecznego noclegu zrozumiał jeszcze na lotnisku w Strachowicach. Wszystko jest dla niego nowe. Więc i może na tę, nową rzecz nie zwrócił uwagi. Ale widzimy to również we wspomnieniach innych, wszyscy pilnie odnotowują miejsca wybierane na nocleg. Najważniejsza jest ochrona przed bombardowaniem. Pomimo duszności, groźby uduszenia dymem lub zasypaniem w ruinach - a jest to koszmar, który czeka wiele rodzin - wybierają piwnice, pozbawione wygód, ciasne i mroczne, ale zapewniające przynajmniej pozory bezpieczeństwa. Od zamknięcia oblężenia, nieustannie narażeni na bombardowanie cywilni i wojskowi mieszkańcy Wrocławia jak długo mogą, przebywają w piwnicy i w piwnicach spędzają życie. Z piwnic obserwują wojnę. Zwykle nie ma tam radia, ale ponieważ radio nie nadaje w zasadzie nic oprócz propagandy, nie jest to wielka strata. Nawet gdyby można było dowiedzieć się z niego prawdy, być może wiele osób nie chciałoby jej słyszeć, jeszcze więcej przygnębiających wieści niewiele zmieni, w sytuacji, której nie można zmienić.
Wrocławianie nie tylko śpią w piwnicach, coraz większa część życia zaczyna schodzić do podziemia, jak pisze Laßmann w notce datowanej na 20 lutego:
Odprawiłem ostatnią mszę św. w swoim kościele. O dwunastej w południe przeniosłem oba cyboria z kościoła św Józefa do tabernakulum w kościele św. Maurycego. Następnego dnia odprawiałem mszę w piwnicznym schronie pałacu arcybiskupiego, natomiast 22 lutego w piwnicy zbombardowanego konwiktu chłopięcego
Chodzi mu o nieistniejący już kościół na ulicy Krakowskiej. Możliwe, że w kościele pw. św. Maurycego spotkał księdza Paula Peikerta. Pamiętajmy, że w oblężonym mieście pozostało zaledwie 35 księży katolickich i 8 luterańskich, więc nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wszyscy się znali.
Paul Peikert
Ksiądz Paul Peikert natomiast o dniu, w którym Laßmann przyniósł cyboria, pisze:
W życiu miasta widać gorączkowość. Wszędzie panuje najwyższe podniecenie i przygnębienie. Zupełnie otwarcie demonstrują ludzie swą niechęć do reżimu, który wtrąca nasz naród w taki ogrom nieszczęścia. Żołnierzom pogrążonym w apatii z powodu beznadziejności walki ani w głowie dać się nadużywać do niszczenia pięknego miasta rodzinnego, ich miejsca pracy, ich własnego kąta. Na to nie ma rady, choćby stosowano coraz to nowe obostrzenia prawa wojennego i wprowadzano nowe doraźne i specjalne sądy dla sprawnej likwidacji defetyzmu. Egzekucje wykonuje się w koszarach kirasjerów systemem taśmowym.
Systemowi sprawiedliwości, czy raczej w tym wypadku zbrodni i grozy, wypada poświęcić jeszcze wiele uwagi w nadchodzących dniach.
Następnego dnia, czyli 21 lutego opisuje bombardowanie z 20 lutego, oraz najgorsze przeczucia dotyczące tego co właściwie to bombardowanie zapowiada:
Nieprzyjacielskie bombowce zbliżały się o godz. 18.30 dnia 20 lutego od wschodu, zapewne z największego lotniska w Oleśnicy. Po pogodnym słonecznym dniu była jasna, księżycowa noc. Wkrótce nad naszą dzielnicą rozsiano liczne rakiety świetlne, tak że wszystko było widoczne, jak w dzień. Następnie nadchodziły eskadry nieprzyjacielskie, fala za falą aż do godz. 19.45, najpierw nad naszą dzielnicą, potem dalej na północ za Odrę. Zrzucano ciężkie bomby, a nawet bomby zespolone. Domy drżały w posadach, nieopisany huk wypełniał powietrze. Ludzie w piwnicach modlili się i błagali, aby to straszne nieszczęście minęło. Potężne wstrząsy przejmowały wszystkich obawą, że się nad nimi zawalą domy i zasypią ich. Detonacje zdawały się tak bliskie, że każdy sądził, iż całe sąsiedztwo wali się w gruzy. Wydaje się, że upatrzyli sobie naszą okolicę, gdyż na Wzgórzu Polskim, na cmentarzu polowym i na Wzgórzu Partyzantów są stanowiska ciężkich dział [...] Detonacje były tak gwałtowne, zrzucane bomby tak liczne, że można było sądzić, iż całe otoczenie jest już kupą gruzu. [...] Po tym nalocie ludzie bardzo upadli na duchu. Każdy z trwogą wygląda nadchodzących nocy, gdyż naloty z pewnością będą się wzmagać. Wszyscy pytają, po co i dlaczego. Wojna, którą prowadzimy, jest już dziś szaleństwem i głupotą. Jej wyniku nie da się już zmienić. Sprowokowana cynicznie przez nasz reżim, stała się najcięższą zbrodnią nie tylko przeciw naszemu narodowi, lecz także przeciw całej ludzkości. Bezmyślna kontynuacja tej wojny pochłania codziennie niezliczone istnienia ludzkie, niszczy nasze miasta i wsie, wypędza naród z ojczyzny i przywodzi go do nędzy. Jakże straszliwy sąd Boży odprawia się nad naszym narodem, którego rząd od 12 lat powstawał zuchwale przeciw wszystkiemu, co boskie. Właśnie donoszą mi, że kościół Św. Augustyna na południu Wrocławia legł całkowicie w gruzach. Była to neoromańska budowla o bogatym wystroju, idyllicznie położona w dzielnicy willowej na południu.
Właśnie pożary wywołane tym bombardowaniem obserwuje z bezpiecznej pozycji Hugo Hartmann, już wkrótce zobaczy je z bliska.
Peikert nie jest odosobniony w tym fatalistycznym przekonaniu, w okolicach 20 lutego artylerzysta kapitan Hartmann wspomina opuszczenie szpitala polowego:
Teraz nastąpiło to, czego bałem się przez całą wojnę. Znajdowałem się w kotle otoczonym przez Rosjan. Krążyły najbardziej fantastyczne pogłoski. Wierzyłem w odsiecz. Ale nikt nie wierzył w to, że uda się utrzymać miasto dłużej niż trzy tygodnie. [...] Powierzchowny obserwator nie zauważyłby wcale, że znajdujemy się w oblężonym mieście. Jeździły nawet jeszcze tramwaje. Ale na każdym rogu wisiały czerwone kartki z rozkazami komendanta twierdzy. Rosyjskie reflektory obmacywały nocne niebo, a ich działa przeciwlotnicze wystrzeliwały w stronę naszych samolotów świecące sznury pereł.
Hans von Ahlfen
Natomiast komendant Twierdzy Hans von Ahlfen zajmuje się tylko sprawami wojskowymi, wydaje się że nic nie jest w stanie umniejszyć jego animuszu
"Przechwyconemu" we Wrocławiu wraz z licznymi żołnierzami wojsk przeciwpancernych oberleutenantowi Retterowi, wspomaganemu przez tymczasowego kwatermistrza majora Poela, udało się w trakcie naprędce zorganizowanego przeczesywania magazynów i dworców towarowych znaleźć m.in. 100 "rur piecowych" ("Ofenrohre") z 6000 pocisków oraz kilka czołgów, oddanych do naprawy do zakładów FAMO lub gdzieś odstawionych. I tak dywizjon ten jako istotna rezerwa forteczna 20 lutego osiągnął gotowość bojową.
"Rura piecowa" to znana nam wszystkim pancerzownica 88 mm Panzerschreck, natomiast jeśli chodzi o czołgi, interesujące jest, że ten tak dokładny we wszelkich wyliczeniach dowódca czyni na ich temat tak ogólnikową uwagę. Nie pisze najważniejszego - jakie to były czołgi, nie było tam żadnych Tygrysów ani nawet Panter. Na 20 lutego datowane jest jeszcze jedno wydarzenie w jego wspomnieniach. Otóż charakterystycznym dla siebie tonem, w którym dwie pochwały zasłaniają niewypowiedzianą naganę, a trzy z dumą opisane przejściowe sukcesy przeszkadzają mu w rzetelnym opisaniu poważnej i trwałej klęski, informuje czytelnika, iż od 20 lutego stałym gościem w jego gabinecie stał się Gauleiter Hanke:
Aż do rozpoczęcia zaciekłych walk na południu gauleiter Hanke, pozostający w dobrych stosunkach z komendantem, trzymał się raczej z tyłu, natomiast od 20 lutego był u komendanta codziennym gościem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w oblężonej twierdzy dowódca wojskowy utrzymywał ścisły kontakt z najwyższym urzędnikiem państwowym i w pewnym zakresie informował go o sytuacji. Przecież obaj zarówno przedstawiciel władzy wojskowej, jak i reprezentant władzy cywilnej są na dobre i złe związani ze sobą dla pożytku twierdzy. Administracja cywilna, o czym z uznaniem informował komunikat nadesłany przez partyjne kierownictwo, wyręczała dowództwo wojskowe w licznych bardzo trudnych pracach. Przekazywane informacje groziły jednak we Wrocławiu podejmowaniem niepożądanych interwencji, nawet gdyby ograniczyły się do udzielanych zapewne w dobrych zamiarach, ale wskutek braku wystarczającego przygotowania wojskowego błędnych rad. Takie systematyczne przekazywanie informacji zabierało również czas, którego brakowało w sytuacji wzrastającego co dzień napięcia. Czy jednak gauleiterowi nie przysługiwało prawo do składania raportów, może nawet do sprzeciwu, a już co najmniej do wysuwania kontrpropozycji? Był przecież komisarzem obrony Rzeszy. Jednak i tutaj we Wrocławiu okazało się, że była to instytucja zbędna i wręcz szkodliwa.
Zupełnie nietypowy jest dla von Ahlfena ton jawnej krytyki, być może spowodowany późniejszymi wydarzeniami. Jednak von Ahlfen pozwala sobie krytykować tylko konkretną sytuację, nie system czy rozwiązanie. Tak samo, jak zdolny jest skrytykować taką czy inną koncepcję obrony, a nie sens obrony w ogóle, są to wątpliwości, do których od początku do końca nie jest zdolny. Nie wprost pisze, że Hanke zajmował mu czas i wymagał działań sprzecznych z doświadczeniem wojskowym, że od 20 lutego był tylko przeszkodą i sam wkrótce zobaczył w komendancie przeszkodę. Opisuje - bardzo oględnie po jednostkowym wybuchu krytyki - system łączności z bunkrem Hitlera. Otóż bezpośrednie połączenie z Berlinem, a więc i z Hitlerem i za pośrednictwem jego otoczenia z Naczelnym Dowództwem (OKH) miał tylko Hanke, natomiast "jego otoczenie" oznacza w tym wypadku Martina Bormanna. Hanke komunikował się bezpośrednio z Bormannem, a Bormann z Hitlerem. Z bunkra Hitlera wyglądało to tak, jakby Hanke sam prowadził wojnę we Wrocławiu, natomiast komendant von Ahlfen mu w tym tylko przeszkadzał. Ahlfen otrzymywał tylko te informacje, które przekazał mu Hanke i był w tej sytuacji całkowicie bezradny.
Żadnego z uważnych czytelników wspomnień Ahlfena, chaotycznych, mających zachwianą chronologię, a czasem powiew porządnego sznapsa nie dziwi brak najważniejszego wydarzenia z 20 lutego. Otóż tego dnia sowieci rozpoczęli pierwszy poważny atak na miasto, wdzierając się od południa skoncentrowaną na małym odcinku większością swoich sił. Informuje o tym natomiast pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, zaoczny absolwent historii na Uniwersytecie Łódzkim, który tytuł doktora uzyskał w 1969 a habilitację w 1981 - Ryszard Majewski, autor "Dolny Śląsk 1945 Wyzwolenie" i "Wrocław - godzina zero", oraz wspólnie z Teresa Sozańską "Bitwa o Wrocław styczeń-maj 1945 r." - mimo życia w zupełnie innej epoce i innym systemie wydaje się cierpieć na tą samą przypadłość do Ahlfen:
Wieczorem 19 lutego wszystkie przygotowania zostały ukończone. Oceniając decyzję 6. Armii o natarciu na Wrocław stwierdzić należy, że choć ogólne założenia szturmu były niemożliwe do zrealizowania, to jednak szczegółowe postanowienia w sprawie wyboru głównego kierunku natarcia ugrupowania sił odpowiadały niewątpliwie wszystkim zasadom sztuki wojennej. Na południu obrona hitlerowska nieoparta o poważniejsze przeszkody naturalne, byłą niewątpliwie najsłabsza i najłatwiejsza do przełamania. Dlatego też natarcie z tego kierunku było w pełni uzasadnione. Również skupienie sił 6 Armii do wykonania postawionych zadań było właściwe. Z sześciu dywizji, którymi aktualnie dysponował gen. Głuzdowski, pięć ześrodkował w pasie 5-7 km. Pozostały odcinek frontu o szerokości 50-55 km faktycznie był tylko patrolowany siłami 294 Dywizji Piechoty, 77 Polowego Rejonu Umocnionego i szkolnego batalionu oraz 173 armijnego zapasowego pułku piechoty. Dla wzmocnienia szturmujących wojsk przewidziano prawie 90% całej artylerii, którą rozporządzała 6 Armia, 100% dział pancernych, większość wojsk inżynieryjnych i chemicznych oraz całe przydzielone armii lotnictwo bombowe i myśliwskie. Właściwy wybór kierunku natarcia oraz wysokie morale żołnierzy radzieckich przyniosły w rezultacie (mimo niewykorzystanego ogólnie stosunku sił) poważne sukcesy. Pierwszy szturm rozpoczął się 20 lutego.
Most powietrzny
Wrocław od początku oblężenia posiadał silną obronę plot, lotnicy niemieccy doliczyli się 90 średnich i ciężkich baterii plot. i ok setki reflektorów. Nie było "radiowych urządzeń pomiarowych"? (radarów?). Co jest oczywiste przy dużej koncentracji plot, nie było nocnych myśliwców. Jedyne czego się Niemcy mogli obawiać to ogień z ziemi. Jego skuteczność gwałtownie wzrosła w połowie marca. Większość strat pochodzi z czasu po połowie marca. Sowieci umieścili baterie plot w pobliżu lotniska na Gądowie Małym i regularnie ostrzeliwali je z moździerzy. Relacja dotyczy okresu od 20 lutego do 4 kwietnia: Raport na temat doświadczeń zaopatrywania Breslau drogą lotniczą. Autor: Dr. Staemmler
Relacja z frontu południowego
Trwające od 15 lutego natarcie z silnym wsparciem artylerii i lotnictwa doprowadziło do utraty rubieży obwodnicy kolejowej 20 lutego. Z powodu strat niewielkie użycie broni pancernej. Iwan systematycznie artylerią polową niszczył naroża domów, zanim obrońcy mogli odpowiedzieć ogniem, w rezultacie w ten właśnie sposób niszcząc naroża, wzmacniano obronę. Ponadto wypalano je, zamieniając w trudne do zniszczenia punkty oporu. Atakującą artylerię niszczono, najpierw rozpraszając piechotę nieprzyjaciela ogniem moździerzowym, a potem panzerschreckami niszcząc artylerię. W dwa tygodnie pułk Mohr zniszczył w ten sposób 100 dział. Taki opór sprawił, że Armia Czerwona potrzebowała 10 dni na dotarcie do pl Powstańców Śląskich (niem. Hindenburplatz). Walka o Festung Breslau
Bitwa w Parku Południowym
Dziś sowieci przełamali rubież obwodnicy kolejowej i dokonali wyłomu, wdzierając się do Parku Południowego. Sztab Twierdzy oczekując głównego natarcia od północy, nie był przygotowany na silną obronę na kierunku południowym. Dla ratowania sytuacji, zanim uda się przemieścić główne jednostki pułku Mohr z północy na południe miasta, von Ahflen podjął desperacką decyzję - rzucił do walki 2 bataliony Volkssturmu złożone z Hitlerjugend. Zaskoczonych Rosjan udało się zepchnąć na drugą stronę wału obwodnicy.
Komendant twierdzy Hans von Ahlfen był dumny ze wciągniętych do wojska dzieci, szesnastoletnich czasem chłopców, w starych pamiętających jeszcze republikę weimarską hełmach wyciągniętych z ostatniego kąta magazynów garnizonowych. Pisze:
Najmłodszy oddział, po raz pierwszy biorący udział w akcji, pokazał, że dowództwo może polegać na realizacji zadań przez wojsko. Późnym popołudniem 20 lutego batalion Volkssturmu, 55 batalion Seiferta, przeszedłszy do przeciwnatarcia w Parku Południowym, przy bardzo niewielkich stratach własnych wyparł wroga z miasta. Mimo ograniczonego wymiaru czasowego i terytorialnego ten sukces miał moralne znaczenie nie tylko dla wroga, lecz także dla samego Wrocławia. Potwierdził się sens i słuszność użycia tego młodego oddziału przede wszystkim do krótkich kontrataków. Komendant twierdzy i dowództwo Hitlerjugend już wcześniej zdawali sobie sprawę, że młodzież dysponuje wprawdzie dynamiką, lecz nie posiada rezerw sił, koniecznych do długiej walki w warunkach znacznego obciążenia psychicznego. Oba bataliony Hitlerjugend zostały po walce wycofane na spokojniejsze pozycje, gdzie odpoczynek, szkolenie, a także wykorzystanie zdobytego właśnie doświadczenia bojowego sprzyjały wzmocnieniu ich sił. Jak inaczej można by wytłumaczyć ich znaczące sukcesy w ostatniej fazie oblężenia? Ten pierwszy udany kontratak z 20 lutego ugruntował opinię o tym młodym, w miarę upływu czasu coraz bardziej prawidłowym, skutecznym i niezawodnym oddziale.
Zarówno wzmianka o ograniczonym wymiarze czasowym sukcesu, jak i mowa o "końcowej fazie oblężenia" przywodzą na myśl sławnego niegdyś rzecznika prasowego Saddam Husajna, który przyznał, że niewielkie oddziały US Army dotarły w pobliże lotniska w Bagdadzie, lecz natychmiast zostały odparte, pozostawiając setki zabitych. Można byłoby się pośmiać ze słów von Ahlfena, gdyby nie świadomość co tak naprawdę oznaczały owe "niewielkie straty własne", już widzieliśmy ich obraz w relacji Ernsta Horniga:
Ponownie rozgorzały walki o Park Południowy, gdzie oddziały Hitlerjugend z powodzeniem, ale przy ogromnych stratach, broniły się przez jakiś czas.
i Margarety Ziegler z pobliskiego szpitala polowego Bethanien:
To jest wstrząsające, w salach leży tylu młodych ludzi z ciężkimi ranami głowy i oczu, zmęczonych i wyczerpanych.
Zniszczona w czasie wojny restauracja Haasego, Park Południowy
Źródło: Wikipedia By nieznany - Ten image pochodzący z zasobów Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych, oddziału Prints and Photographs division jest dostępny pod numerem ppmsca.01066.Ten szablon nie wskazuje stanu prawnego pliku. Standardowy szablon licencji jest nadal wymagany. Aby dowiedzieć się więcej zajrzyj na stronę Commons:Licencja(https://commons.wikimedia.org/wiki/Commons:Licencja)., Domena publiczna, Link
Postępy wojny
Warto w tym miejscu na chwilę przystanąć. Jest 20 lutego. Miesiąc i dwa dni temu wybuchła we Wrocławiu wieść że front wschodni padł, gauleiter rozkazał ewakuację. Tłumy ruszyły na dworce kolejowe, a na miasto spadły pierwsze bomby. Dokładnie miesiąc temu ludność jeszcze nietkniętego wojną miasta, w środku mroźnej zimy, otrzymała rozkaz natychmiastowego opuszczenia domów i ruszenia na poniewierkę, na prowadzące donikąd zasypane śniegiem szosy. Po miesiącu z tych 700 tysięcy ludzi głównie kobiet, starców i dzieci - jak się to ocenia - 90, może 100 tysięcy już nie żyje, a we Wrocławiu pozostało około 200 może 250 tysięcy ludzi. Tydzień temu ostatecznie zaczęło się zamykać oblężenie i miasto ogłoszone twierdzą, zostało zmuszone do obrony okrężnej.
Czy pamiętamy jeszcze, jak 11 kompania pułku Besslein wykrwawiała się na przyczółku piskorzowickim, z jaką dumą opisywał von Ahlfen chwilowe zdobycie przewagi na tym odcinku? Dziś z taką samą dumą opisuje poświęcenie dzieciaków z Hitlerjugend. Podczas kiedy Iwan, całkowicie bezpieczny wobec bezradności niemieckiego garnizonu może naigrawać się z płaskorzeźby na leśnickiej poczcie przedstawiającej świetne zwycięstwo Fryderyka II pod Lutynią, obecnie wydanej na łup czerwonoarmistów.
Lutynia była wielkim symbolem i dumą Prus. Tak samo, jak Rogów Sobócki (niem. Rogau-Rosenau). Pierwsza była przykładem zwycięstwa mniejszych i lepiej dowodzonych sił. Tej nadziei Hitler trzymał się do końca. Rogów był miejscem narodzin obywatelskiej armii niemieckiej. Dzisiaj ta armia to była w dużej części zbieranina ochotników cudzoziemskich, zbrodniarzy wojennych, cywilbandy i dzieci, pozostała część to schwytani przez patrole garnizonu żołnierze zmierzający dokądś, oddziały którym nie udało się wyrwać z okrążenia oraz przeformowane grupki, które należało przeszkolić na nowo, do nowych metod walki i nieznanej im wcześniej broni. A obie słynne miejscowości były teraz w rękach nieprzyjaciela.
Ale nie tylko Leśnica została utracona, atakująca na tym odcinku 294 DP po napotkaniu oporu skracających front oddziałów niemieckich ustaliła linię walk w przededniu ofensywy na przedpolu Pracz na linii Bystrzycy, a dalej na południe przekroczyła Bystrzycę i wzdłuż linii kolejowej na Głogów dotarła do Maślic i Pilczyc, które wciąż pozostawały w rękach obrońców, tam front zakręcał na południe biegiem Ślęzy pomiędzy Żernikami a Kuźnikami. Tu była niewykorzystana szansa przed 359 DP - bezpośredniego natarcia na Gądów przez Nowy Dwór gdzie Niemcy nie mieli jak stworzyć porządnej linii obrony, ale 359 została wycofana na główny obszar wyprowadzenia natarcia, i dalej Ślęzą aż do Oporowa, tam przekraczała Ślęzę i biegła linią kolejową na północ od Ołtaszyna i Brochowa. To była zasadnicza linia osiągnięć Armii Czerwonej, która zmieniała się na niektórych odcinkach wiele razy w ciągu dnia, ale zawsze na niekorzyść sił niemieckich trwale już zepchniętych do defensywy. Tej opisanej powyżej linii sowieci już nie utracili, to był ich stabilny chwyt buldoga na malejącym każdego dnia niemieckim mieście.